| Plan filmowy |
Wracamy do naszego ślicznego pokoju, mycie, drzemka, czyste ubrania, do pełni szczęścia brakuje tylko smacznego obiadu. Wegetariański cheeseburger, falafel (z uwagi na dużą ilość żydowskich hippisów w tutejszych restauracjach jest duży wybór izraelskich potraw) i dwie mrożone kawy. Razem 170 rupii. W drodze powrotnej do hotelu wpadamy przypadkiem na plan filmowy. Tomek, wcześniej bardzo niezadowolony, ze w planach naszej podróży nie uwzględniłam Bombaju, stolicy Bollywood, teraz cieszy się jak dziecko. Są słonie, sztuczne i prawdziwe, dekoracje z kwiatów i świecidełek, które odmieniły stara ruderę we wspaniały pałac i masa barwnych postaci. Mnóstwo gapiów, którzy opanowali całą wolna przestrzeń wokół planu, wspinając się nawet na dachy okolicznych zabudowań. Zgromadzeni ludzie i archaiczny sprzęt nie ułatwiają pracy filmowcom i aktorom.
![]() |
| Z kucharzem w kuchni naszego hotelu |
Idziemy na godzinkę na Internet (30 rp) i wracamy na kolację do hotelu. Postanawiam zaryzykować i zamawiam lassi bhang. Wcześniej dokładnie obejrzałam dorodny krzak marihuany w naszym hotelowym ogródku. Do wyboru mam trzy warianty: light, medium i king size. Decyduję się na najsłabszy. Nasz kucharz uspokaja mnie, że przyrządzi naprawdę lekką wersję koktajlu, wewnątrz jest dużo bananów, rodzynek, cząstki granatów i orzeszki. Całość pachnie ziołami. Jak mu wytłumaczyć, że bardziej niż narkotyku obawiam się reakcji żołądka na lód i kefir z bawolego mleka? A jutro czeka nas długa podróż autokarem do Udaipuru...



















