Pod wieczór zatrzymujemy się na wydmach. Wreszcie kawałek pustyni takiej, jaką sobie wyobrażałam, bo do tej pory jechaliśmy po takich jakby piaszczystych chaszczach, nie po ładnym pocztówkowym piaseczku, jaki kusił nas ze zdjęć reklamujących safari… oj wciąż tacy uroczo naiwni:)
Okazuje się, że nasz super guide nie zabrał ze sobą noża. Pożyczamy mu nasz scyzoryk, w ten sposób ratujemy sytuację (i kolację). A na kolację to samo co na obiad, tylko już tak dobrze nie wchodzi… mimo że kiszki marsza grają. Siedzimy na czymś w rodzaju polowych łóżek, przed chwilą oglądaliśmy zachodzące słońce, szybko zapada zmrok, cienkie patyczki błyskawicznie spalają się w ognisku dając niewiele ciepła.
Ciemno, nasi opiekunowie nie mają latarki, jak wobec tego Camel boy ma znaleźć patyczki do ogniska? Zapomnieli latarki…Jakaś porażka. Pożyczam mu mój ukochany gadżet, maleńką, nowiutką czołówkę. Później okaże się, że tak się nią bawił, sprawdzał różne funkcje, że się popsuła i już nie jest taka śliczniutka i nowiutka:( Chyba piach się dostał do środka i tyle. Mamy fatalny humor, czujemy się jak zwykle oszukani i jeszcze straty w sprzęcie. Nastrój nam się poprawia, gdy dowiadujemy się, że Anglik, sam jeden, za tę wycieczkę zapłacił więcej (3000), niż my razem (2200). Teraz to on jest niezadowolony. Jesteśmy okropni ale fakt jest taki, że jak człowiek wie, że inny jest jeszcze większym frajerem, to mu jakoś lżej na duszy. W Indiach nocą na pustyni dopadło nas typowe polskie samozadowolenie z tego, że komuś jest gorzej niż nam... oj źle z nami, wstyd...
Okazuje się, że nasz super guide nie zabrał ze sobą noża. Pożyczamy mu nasz scyzoryk, w ten sposób ratujemy sytuację (i kolację). A na kolację to samo co na obiad, tylko już tak dobrze nie wchodzi… mimo że kiszki marsza grają. Siedzimy na czymś w rodzaju polowych łóżek, przed chwilą oglądaliśmy zachodzące słońce, szybko zapada zmrok, cienkie patyczki błyskawicznie spalają się w ognisku dając niewiele ciepła.
![]() |
| Nasza profesjonalna ekipa:) |
Ciemno, nasi opiekunowie nie mają latarki, jak wobec tego Camel boy ma znaleźć patyczki do ogniska? Zapomnieli latarki…Jakaś porażka. Pożyczam mu mój ukochany gadżet, maleńką, nowiutką czołówkę. Później okaże się, że tak się nią bawił, sprawdzał różne funkcje, że się popsuła i już nie jest taka śliczniutka i nowiutka:( Chyba piach się dostał do środka i tyle. Mamy fatalny humor, czujemy się jak zwykle oszukani i jeszcze straty w sprzęcie. Nastrój nam się poprawia, gdy dowiadujemy się, że Anglik, sam jeden, za tę wycieczkę zapłacił więcej (3000), niż my razem (2200). Teraz to on jest niezadowolony. Jesteśmy okropni ale fakt jest taki, że jak człowiek wie, że inny jest jeszcze większym frajerem, to mu jakoś lżej na duszy. W Indiach nocą na pustyni dopadło nas typowe polskie samozadowolenie z tego, że komuś jest gorzej niż nam... oj źle z nami, wstyd...



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz