17.11
Do Bikaner dojeżdżamy koło 5 rano. Przyjechaliśmy tu tylko i wyłącznie po to, by zobaczyć słynną Świątynię Szczurów. Okazuje się jednak, że wbrew temu co można było znaleźć w przewodnikach, świątynie nie jest usytuowana bezpośrednio w mieście, tylko godzinę drogi autobusem stąd. Trochę nieprzytomni i bardzo zmarznięci, wsiadamy do kolejnego autokaru, który dowozi nas nieopodal świątyni.
Świątynia szczurów jest bardzo niepozorna. Do środka wchodzi się oczywiście boso i bez bagaży, postanawiamy więc, że najpierw idzie Tomi, a później ja z aparatem.
Marmurowa podłoga jest niemiłosiernie zimna, jeszcze nie ogrzana promieniami wschodzącego słońca, dodatkowo właśnie trawa czyszczenie świątyni z odchodów szczurów i gołębi, których jest tu chyba nawet więcej niż gryzoni. Zmrożone stopy bolą gdy tak spaceruję w kałużach lodowatej mazi.
Szczury są malutkie, gdyby nie charakterystyczny ogon pomyślałabym, że to myszy. Są 2-3 razy mniejsze niż te wykarmione na dworcowych odpadkach, naprawdę wzruszające. Biedne, wystraszone, siedzą sobie w kącikach pomieszczeń, przebiegają ukradkiem pod ścianami, wdrapują się na drzwi i balustrady. I oczywiście napełniają brzuszki mlekiem ze srebrnych mis ustawionych na podłodze. W pewnym momencie dostrzegam białego szczura. Ponoć takie spotkanie przynosi szczęście. Najlepiej jest jak taki albinos przebiegnie po stopie, ale ten mój jest niezbyt ruchliwy. Robię mu więc kilka zdjęć i wychodzę, uiszczając 20 rupii za fotografowanie.
Świątynia szczurów jest bardzo niepozorna. Do środka wchodzi się oczywiście boso i bez bagaży, postanawiamy więc, że najpierw idzie Tomi, a później ja z aparatem.
Marmurowa podłoga jest niemiłosiernie zimna, jeszcze nie ogrzana promieniami wschodzącego słońca, dodatkowo właśnie trawa czyszczenie świątyni z odchodów szczurów i gołębi, których jest tu chyba nawet więcej niż gryzoni. Zmrożone stopy bolą gdy tak spaceruję w kałużach lodowatej mazi.
Szczury są malutkie, gdyby nie charakterystyczny ogon pomyślałabym, że to myszy. Są 2-3 razy mniejsze niż te wykarmione na dworcowych odpadkach, naprawdę wzruszające. Biedne, wystraszone, siedzą sobie w kącikach pomieszczeń, przebiegają ukradkiem pod ścianami, wdrapują się na drzwi i balustrady. I oczywiście napełniają brzuszki mlekiem ze srebrnych mis ustawionych na podłodze. W pewnym momencie dostrzegam białego szczura. Ponoć takie spotkanie przynosi szczęście. Najlepiej jest jak taki albinos przebiegnie po stopie, ale ten mój jest niezbyt ruchliwy. Robię mu więc kilka zdjęć i wychodzę, uiszczając 20 rupii za fotografowanie.




to szczury domowe
OdpowiedzUsuń